Może i śmiesznie brzmi... ale walczyłam. Kupiłam ten wykrojnik jakoś tak w zimie, cieszyłam się jak szalona - każdy ma przecież w sobie kawałek dziecka... Szybko wycięłam, szybko skleiłam i równie szybko się rozczarowałam...Niby fajne, ale cała masa szczegółów mnie denerwowała. Najbardziej chyba twarz... jak w masce bajkowych żółwi ninja. Laleczka poszła do kosza, a wykrojnik do albumu na wieki, wieków.
Kilka dni temu rozpuszczony dzieciak dał znowu o sobie znać - kupiłam jeszcze jedną, wakacyjną. Czekam na listonosza... A ponieważ jestem dorosła i nie chcę / nie tanich przecież... / zabawek wyrzucać - postanowiłam dopracować się jakiegoś zadowalającego mnie efektu. Proces uwieczniłam na fotkach... kogo nie znudzi, tego zapraszam.
Wycięłam...
Podzieliłam na te gotowe i te nie do końca mi odpowiadające...według mnie wytłoczone bez potrzeby.
Poprawiłam, to znaczy zlikwidowałam wgniecenia tam, gdzie mi przeszkadzały...
Skleiłam pierwsze elementy...
Znalazłam sposób na oczy... kolorując je po doklejeniu twarzy miałam zawsze brzydką obwódkę, niezależnie od użytej grubości markera.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz